Piekno okaleczone
El Hamra jest tetniaca arteria Bejrutu, z niej korzysta morska bryza, by podmuchami orzezwic umeczone serce tego miasta. Ta ulica plyna troski, nadzieje i radosci jego mieszkancow, nieustannie, energicznie, rytmicznymi impulsami wyrzucajac sie w blekitny horyzont otulajacego morza.
To jest tez bardzo nietypowa ulica. W wiekszosci miast glowne ich ulice sa upstrzone sklepikami , czy bardziej nobliwie samokreslajac sie”boutikami”, z odzieza i pamiatkami lepszej lub czesciej gorszej jakosci. Nic podobnego na El Hamra. Ogromna ilosc kafejek, restauracji, mniejszych lub wiekszych sukkow w bocznych uliczkach, wdzierajacych sie swoimi gwarnymi strumieniami niczym doplywy dostarczajace zycia glownej rzece. I wsrod tych zapachow przypraw Bliskiego Wschodu, wsrod okrzykow nawolujacych sie ludzi, co krok…sklepy z ksiazkami. Niekiedy kryja w sobie te ksiegarnie pare kondygnacji…przezornie wydrazonych pod ziemia zamiast kusic przeznaczenie pnac sie w gore. Ludzie piszacy ksiazki gineli i beda ginac. Nadejda nastepni, bez wzgledu na geniusz swoich poprzednikow. Ksiazka raz zniszczona w gruzach bombardowan nie moze zostac ponownie napisana.
A ksiazki tu sa piekne. Nie sposob kupic je w internecie czy w ksiegarniach specjalistycznych w innym zakatku swiata. Przewaza literatura Libanu, historia Bejrutu, malowana dramatem i czuloscia slow, uwieczniona fotografiami czy po prostu grafitowymi szkicami. Kazda strona przed oczami chce opowiedziec jak najwiecej, chce zachwycic pociagajacym pieknem historii starozytnej Fenicji, wyjasnic jak najrzetelniej tragedie wspolczesnych losow tego miasta w panstwie i panstwa w miescie. Tylko….wydaje sie, ze bol i rany, otwierane wciaz na nowo, nie pozwalaja na pelne zrozumienie tego , co ogolnie rozumie sie przez polityke. I tak, od strony do strony, od zdjecia do szkicu, wedruja oczy a za nimi dusza po sladach cierpien i mozolnej, upartej odbudowy ludzkich losow na tym skrawku NASZEJ, WSPOLNEJ blekitnej planety. Mozna zapomniec o czasie, ktory wlasnie mija obok…To nie sa „Empiki” czy „Fnac”, ale tu tez siada sie gdzie akurat miejsce jest wolne, wertujac strony pachnace wciaz stwarzana historia, saczac przy tym mietowa herbate, podawana przez czesto bardzo rozmownego gospodarza tego osobliwego domu.
Nie wiem ile czasu spedzilem tamtego wieczoru wlasnie w jednej z tych magicznych krain nie konczacych sie opowiesci. Poczulem lekki zawrot glowy, stapajac znow po kamieniach El Hamry.
Stopy przejely inicjatywe i zaniosly mnie do kafejki, przed ktora dumnie zaparkowalo pare lsniacych motocykli Harley Davidson. Kafejka miala przytulny wewnetrzny ogrod, troche w stylu riadu. Kiedy usiadlem samotnie przy stoliku, zaciagajac sie podana na powitanie fajka wodna, patrzac sie na siedzacych przede mna mlodych ludzi, zartujacych i smiejacych sie chyba nawet beztrosko….zorientowalem sie, ze zapomnialem. Na chwile zapomnialem , ze niecale 80 kilometrow na polnoc, na suchym pustynnym piasku, z dala od jakichkolwiek udogodnien cywilizacji, stoi pareset bezowych namiotow, kryjacych w sobie pare tysiecy ludzi, pare tysiecy osobistych tragedii i dramatow, pare tysiecy unicestwionych historii zycia. Zapomnialem, ze bylem wsrod nich i widzialem, do jakiego stopnia moze byc zycie ludzkie zdeptane, co gorsze…calkowicie ignorowane. Zapomnialem, ze tam zdalem sobie sprawe, jak malo wazny jest bol fizyczny, jak malo wazny jest glod czy niezaspokojone pragnienie…ale jak niweczaca jest beznadziejnosc i brak perspektywy na zwykle, niekiedy nudzace swa normalnoscia zycie.
Tego wieczoru, w tej chwili, w sercu El Hamry, nie bylo przez chwile tego obozu. Tu byly rozesmiane twarze ladnych dziewczyn i przystojnych chlopcow Bejrutu. Tu byl zapach malin unoszacy sie z dymem chichy, byla delikatna muzyka Milesa Davisa, byl chwila ulotnego ale jak bardzo kojacego zapomnienia o tym swiecie na zewnatrz.
Nagle…ziemia zadrzala, mechaniczny stukot wypelnil ta pograzona w przekornej sielance kafejke. Mlodzi ludzie naprzeciw mnie przerwali nagle swoje radosne dyskusje, w ciszy, z lekiem w oczach, odruchowo kurczac sie w sobie i spogladajac w strone nocnego rozgwiezdzonego nieba.
Moze dlatego, ze ja czesciej slysze startujace motocykle niz nadlatujace bombowce, moze dlatego, ze zycie w tym miescie nauczylo tych mlodych ludzi innym doswiadczeniem…nasze reakcje byly tak odmienne.
Kiedy w koncu gromada „bikerow” zdecydowala sie odjechac spod progu tego lokalu, smiech i beztroski gwar znow zajal swoje poprzednie miejsce.
Spalone dziecinstwo okaleczonego piekna.
Pięknie Pan to napisal doktorze……
Jak zawsze pięknie…