Lekarze, uleczcie sie sami!

Nie zdala na studia medyczne w Polsce. Zdarza sie. Zamiast zrezygnowac, podjela nauke na uniwersytecie w Slowacji, oczywiscie z finansowym poparciem rodzicow. Niestety, nie wszyscy dysponuja takimi mozliwosciami.
Studia skonczyla z wyroznieniem. Cieszac sie dyplomem, wrocila do Polski…by sie dowiedziec, ze przed podjeciem pracy jako lekarz w swoim kraju, musi jeszcze odbyc staz roczny i zdac egzamin koncowy.

Po prostu z glupia frant, znajac bardzo dobrze jezyk niemiecki i angielski, wyslala dyplom w celu nostryfikacji do Niemiec, Anglii i Szwajcarii. Zewszad otrzymala odpowiedzi pozytywne, w ciagu miesiaca otrzymala prawo wykonywania zawodu w Szwajcarii i propozycje pracy na kontrakcie specjalizacyjnym, w dziedzinie, o ktorej marzyla.

Czy mozna tej mlodej lekarce miec za zle, ze opusci znowu Polske, tym razem juz na dobre, by za pare lat zostac bez wiekszych problemow lekarzem o specjalizacj, ktora wybrala?

Mysle, ze nie.

Czy w ogole mozna miec w tej sytuacji cos komus za zle?

Mysle, ze tak.

Z pewnoscia nie zawinil tu rzad. Obojetnie ktory rzad, ten PiS-owski czy PO-wski, problem ksztalcenia lekarzy w Polsce istnial od zawsze.

Problem stworzony dzieki mozolnej pracy i inwencji gremium starszych kolegow, najczesciej z wysokimi tytulami przyznawanymi kolezensko miedzy soba, nie tylko za dorobek naukowy.

Izby Lekarskie troskliwie dbaja o same siebie. Nie wykazuja najmniejszego zainteresowania mlodymi lekarzami, ktorych skazuja na wloczege zawodowa, na prace na kilku etatach, na poniewierke iscie judymowska.
W Polsce jedna osoba, tzw Konsultant Krajowy, decyduje o ilosci otwieranych przewodow specjalizacyjnych w kraju. Na przyklad, w roku 2012, pan Konsultant stwiedzil , ze Polska potrzebuje 2 (slownie: dwoch) nowych neurochirurgow. Podobnie wyglada to z innymi specjalizacjami. Przypomina to Polske sarmacka, kiedy za dukata mozna bylo kupic sejmik i jego glosy wazace o losie kraju.

Lekarze zas poszli na barykady, grozac piescia i stetoskopem ekipie rzadzacej, miedzy innymi z powodu karty onkologicznej.
Karta onkologiczna moim zdaniem jest tylko i wylacznie dowodem raczej rozpaczliwym na to, ze rzad chce uratowac choc troche sytuacje pacjentow szwendajacych sie przez dlugie miesiace po poczekalniach gabinetow specjalistycznych.

Z pewnoscia nie uratuje ten system wszystkich. Ale czesci tych pacjentow zapewni przyspieszona diagnostyke i wdrozenie terapii. A lekarzy zmusi do bardziej precyzyjnego myslenia w duchu diagnostyki roznicowej.

System hierarchii dydaktycznej srodowiska lekarskiego w Polsce przypomina czasy carskiej Rosji. Dziwie sie tylko, ze w Polsce, ktora jest ojczyzna Solidarnosci, studenci medycyny i mlodzi lekarze nie zdobyli sie na to, by zbuntowac sie wobec temu stanu rzeczy.

A moze po prostu potrzeba troche czasu. Az ci starsi koledzy zaczna wymierac, korzystajac lub nie z karty onkologicznej.
Nim jednak do tej smutnej sytuacji dojdzie…medice, cura te ipsum !

Reklama