Żyroskop ” Ludzie kochają poetów

Ludzie kochają poetów

Chciałam pójść na ten koncert. Koncert Macieja Zembatego. Kiedy, ktoś powiedział o nim bard Solidarności, pomyślałam: będzie górnie, sentymentalnie.. i może trochę naiwnie. Ile bowiem można wspominac zryw solidarnościowy i przypominac głód wolności w wolnym do bólu kraju… Przecież wielu z tamtych robotniczych głosicieli Solidarności dziś ma żal, że tamto poświęcenie przyniosło im tylko niskie emerytury.. i życie na marginesie… No, ale musiałam to sprawdzić osobiście.

Wolność znaczy Freedom. Taki tytuł nosił koncert. Przygotowałam się. Nastawiłam, że będzie patriotycznie, ciężko, w klimacie „Wyrwij murom zęby krat”. A tu niespodzianka. Wyszedł na scenę sympatyczny starszy pan, z przydługimi włosami, z intrygującym uśmiechem, błąkającym się w kącikach ust i zażartował na początek, że po trochę wzniosłej zapowiedzi poczuł się jak wymarły gatunek zwierzęcia. Innymi słowy, bardzo stary. Usiadł z gitarą, obok podobnie wyposażonej( w sensie z gitarą), obdarzonej podobnym do Janis Joplin głosem, znaczniej młodszej, długowłosej dziewczyny. Nie mówił między piosenkami wiele. Trochę opowiadał, trochę żartował. Jednak skupił na sobie nie tylko światła reflektorów, ale całą uwagę widowni.

Spiewał trochę niedbale i wcale nie górnie. W większości, jak na Polskę, bardzo odważne teksty. Zaiskrzyło. Gładko poszło. Nikt nie wychodził. Facet zaczarował salę kinową piosenkami. Przy tych z repertuaru Leonarda Cohena, które kiedyś przetłumaczył, cała sala śpiewała z nim Alleluja. Ja też.

Kiedy skończyli, próbowałam sobie przypomnieć, kiedy słyszałam tak odważne i zmysłowe teksty. Tak zgrabnie przemycone, błyskotliwie ukryte między zwykłością. Szacunek Panie Zembaty, szacunek Panie Cohen.

Reklama